Podobne przyciąga podobne, czy to prawda?
Podobne przyciąga podobne, czy to prawda?
Jeszcze w pierwszej połowie XX wieku nikt nie znał wyrażenia: „podobne przyciąga podobne”. Nie rozważano czegoś takiego. W drugiej połowie dwudziestego stulecia, a właściwie pod koniec (przynajmniej w Polsce) zaczęła funkcjonować ta maksyma i zdobywała coraz większą popularność.
Jak przyciągnąć szczęście?
Wraz z rozwojem nauk psychologicznych, rozwijane i przede wszystkim wymyślone zostały przeróżne terapie, treningi, zabiegi, które miałyby poprawić jakość życia. Czyli lepiej radzić sobie z wyzwaniami życiowymi i poprawić kondycję psychiczną człowieka. Wielu ludzi poszukiwało u psychologów również metody, jak przyciągnąć szczęście.
Propaguje się tezę, że człowiek pogodny, szczęśliwy, człowiek optymistycznie podchodzący do swoich wyzwań, zadań jest w stanie znacznie lepiej sobie z nimi radzić. W pracy czy też w rodzinie, albo w społeczeństwie. Nawet jeśli ktoś jest przygnębiony, to wg hasła „podobne przyciąga podobne”, powinien udawać szczęśliwego i pewnego siebie, żeby oszukać los i przyciągnąć powodzenie, sukces itp. Czy jest w tym jakiś sens? A przede wszystkim, czy to działa tak, jak przekonują propagatorzy tego hasła?
Nie sądzę, aby hasło to mogło zadziałać w taki jednoznaczny sposób. Jeśli w ogóle. Chyba niemożliwe jest takie proste przełożenie: uśmiechnięta buzia, a zatem, szczęście w zasięgu ręki. Poza tym, czy chodzi tu wyłącznie o powierzchowne narzucenie sobie wesołości? Jeśli tak, to nie ma z tym większego problemu dla wielu ludzi. Ale jeśli chodzi o wewnętrzną pogodę ducha, o rzeczywiste i głębokie odczuwanie zadowolenia, to pewnie byłyby z tym trudności.
Każdy człowiek posiada jakąś swoją wrodzoną (i/lub wspartą przez wychowanie) naturę, od której trudno jest uciec. Jednym ludziom będzie łatwo być pogodnym, nawet bez powodu, a inni pokazują swoją ponurą twarz, choć nie mają powodu do przygnębienia. To, co można sobie narzucić, to zewnętrzny wizerunek w postawie, mimice oraz w wypowiedziach. Przy dużych staraniach i zdolnościach oraz konsekwencji, prawdopodobnie można wypracować sobie mechanizmy, które nie pozwolą załamywać się i wpadać w depresję. A to już bardzo dużo, bo stąd już tylko krok do lepszego samopoczucia. Jednak ważne tu jest otoczenie człowieka oraz dalszy ciąg zdarzeń.
Jest w tych zabiegach jednak pewien istotny sens.
Człowiek podchodzący do czegokolwiek w życiu z optymizmem, chroni przede wszystkim siebie, nie martwi się na zapas, czyli – jak niektórzy mówią – podwójnie. A to też jest ważne. Poza tym, „jaśniejszy umysł”, pomaga niewątpliwie w rozwiązywaniu problemów.
„Włącz pozytywne myślenie”
Większość ludzi zna hasło: „włącz pozytywne myślenie”. Niekiedy jest to nader denerwujące, zwłaszcza w sytuacjach złych, gdy człowiek zgnębiony łańcuchem negatywnych wydarzeń ma (tzn. powinien) zacząć myśleć pozytywnie. Powinien oderwać się od traumatycznych przeżyć, natychmiast zapomnieć złe wrażenia i beztrosko zacząć myśleć o swoim położeniu. Dla jednych, to niewykonalne, dla innych bardzo niemądre, a nawet nieetyczne w niektórych przypadkach. Ale nie brakuje chętnych, którzy na siłę próbują realizować to hasło. Zwłaszcza wśród młodszych roczników; sama znam osoby, które święcie wierzą, że to działa jak automat. A jak realizują te postulaty? Pewnie rozmaicie. Niekiedy może to być złudne przekonanie, że hasło to działa, bo akurat w krótkim czasie nic negatywnego się nie przydarzyło lub coś się spełniło. Niektórzy ludzie w ogóle mało czym się martwią, więc pozytywne myślenie ich nie opuszcza. Są też tacy, którzy potrafią zamartwiać się nawet drobiazgami, a gdy takowe się nie pojawią, skłonni są wyszukiwać sobie zmartwienia.
Jeśli ktoś
- potrafi się nie zamartwiać i z kłopotów sobie nic nie robić, uznając je po prostu za nieunikniony składnik życia;
- jeśli wierzy w swoją siłę, wiedzę i umiejętności, które pomogą mu ogarnąć sytuację;
- jeśli jest przekonany, że potrafi wyjść z każdej opresji;
- że jest dzieckiem szczęścia, które poradzi sobie z przeciwnościami losu;
to rzeczywiście podchodzi do kolejnych problemów z „otwartą głową”, pewniej i może z większą siłą. A to wszystko daje mu większe gwarancje poradzenia sobie z przeciwnościami losu.
Jednak, te powyżej przedstawione stany, to niekoniecznie wynik narzuconej sobie postawy, a wykładniki genetyczne lub wychowawcze. Wiadomo, że pewne osoby radzą sobie lepiej ze stresem czy ze smutkiem, a inne gorzej.
Trzeba niezwykle silnego charakteru i determinacji,
żeby zachować się inaczej, niż natura podpowiada.
Podobne przyciąga podobne, o co tu chodzi?
Zwolennicy czy też propagatorzy tej maksymy opracowali szereg zabiegów i metod – mechanizmy czysto techniczne, które mają doprowadzić do osiągnięcia upragnionego celu. Na poparcie swoich twierdzeń podają liczne przykłady.
Na przykład, że „pieniądz przyciąga pieniądz”. Ale tu trzeba wziąć pod uwagę stan wyjściowy, czyli warunki początkowe:
- Jeśli ktoś ma pieniądze i jeśli nimi umiejętnie zarządza (inwestuje, wydaje), to rzeczywiście może z powodzeniem pomnażać majątek. Jednakże trudno mówić, że działa tu zasada „podobne przyciąga podobne”.
- Ale może też tracić pieniądze, otrzymane np. w spadku lub z wygranej, bo nie umie, nie wie, jak nimi obracać. I tu już zasada „podobne przyciąga podobne” – nie zadziała.
- Jeżeli ktoś jest biedny (powiedzmy „z dziada pradziada”, czyli nie otrzymał żadnych pieniędzy od rodziców), to trudno mu zdobyć duże pieniądze w uczciwy sposób. Przy wytężonej pracy może, co najwyżej, zarobić na przeciętne wydatki.
- Zdarza się, choć niezwykle rzadko, że ktoś wygra na loterii pokaźną sumę pieniędzy i z dnia na dzień staje się milionerem. Wtedy również może (jak w pierwszym przypadku) pomnażać swoje pieniądze lub, jak w przypadku drugim, stracić je w szybkim tempie.
Inne przykłady maksymy „podobne przyciąga podobne”
- Dobro (czy coś dobrego) przyciąga Dobro, dąży do dobrego;
- Zło ciągnie do złego lub Zło rodzi zło.
„Dobro” i „Zło” oraz „dobre” i „złe”Zdaję sobie sprawę z tego, że ujęcie „Dobra” i „dobrego” oraz „Zła” i „złego” w tym krótkim wpisie nie może z oczywistych powodów być należycie wyjaśnione. Przypomnę tylko, że tematykę tę podejmowałam już w innych wpisach i też niestety jedynie pobieżnie, a rzecz pewnie należałoby dokładniej omówić. Nadmienię jedynie, że „Dobro” jest czymś innym niż „dobre” (np. dobre uczynki, dobry człowiek). Tak samo i „Zło” – jest czymś innym niż „zło” („złe”) w określaniu np. złych uczynków czy złego człowieka. (Przynajmniej w rozważaniach filozoficznych). Jednakże obydwa pojęcia, „Dobro” i „dobre” należą do tego samego zakresu znaczeniowego. Tak samo „Zło” i „złe”. Również wyrażenia: „dobry uczynek” lub „dobry człowiek” i analogicznie „zły uczynek” lub „zły człowiek” wymagałyby głębszej analizy. |
Chodzi tu m.in. o to, że zły człowiek zawsze znajduje złe towarzystwo, a dobry człowiek poszukuje zazwyczaj innych dobrych ludzi. (Ludzie często mówią w tym wypadku: „swój ciągnie do swego”). To nie znaczy, że zły człowiek nie może się poprawić, a dobry – na zawsze pozostanie dobry. Pisząc „dobry człowiek” lub „zły człowiek” mam na myśli pewną ogólną regułę w ocenie oraz rozumieniu „dobra”. [Uwaga obok]
W danej kwestii, jeśli zagadnienia powyższe analizuje psychologia, filozofia czy religia, można znaleźć wiele przydatnych wskazówek i wyjaśnień.
Mechanizmy osiągania celów
Chciałabym jednak zwrócić uwagę na inną szkołę, która kładzie nacisk na praktyczne metody, pomijając psychologiczną stronę.
Na przykład mówi się, że:
- Jeśli pragnie się domu, mieszkania, należy przed lusterkiem postawić zdjęcie, wizerunek domu lub mieszkania, tak aby się odbijały w lustrze.
- Jeśli dziewczyna pragnie poznać chłopaka/mężczyznę, to także ma postawić zdjęcie jakiegoś przystojniaka przed lustrem i wkrótce jej pragnienie stanie się faktem.
- Ten, kto pragnie zdobyć np. pieniądze, powinien umieścić kilka banknotów przed lusterkiem, tak, aby widać było ich odbicie.
Ze zdziwieniem przeczytałam w Internecie o takich czysto mechanicznych zabiegach. I że to podobno działa. Natknęłam się akurat na „patent” z lustrem, ale być może są też inne mechaniczne metody propagujące osiąganie celów.
Te pierwsze metody, psychologiczne, w osiąganiu celów dają się wytłumaczyć, przynajmniej w tej części, która ma zmienić nastawienie, wnętrze człowieka.
Ta druga metoda osiągania celu trąci niestety o szamaństwo. Muszę przyznać, że rozumiem determinację osób pragnących coś osiągnąć, która popycha ich do zastosowania środków, chwytów nawet irracjonalnych. Jednocześnie jednak szkoda mi tych ludzi, bo możliwe, że tracą czas i energię, a upragniony cel nie zostanie osiągnięty. W tych mechanicznych metodach mentor, mistrz, coach (czy jeszcze inaczej nazywany) proponuje też uruchomienie jakiegoś specyficznego rodzaju energii lub też być może jakaś szczególna energia sama się przy tym wyzwala? Nie jestem pewna, nie znam szczegółów.
Pogodzić się z brakiem tego, czego tak bardzo się pragnie, jest niesłychanie trudne, o ile w ogóle jest to możliwe. Myślę, że trzeba by tu sięgnąć po całkiem inne środki. I jednocześnie połączyć różne aspekty wydolności ludzkiej, przeanalizować dokładnie warunki zewnętrzne i predyspozycje danej osoby itp., itd. Niewątpliwie, gdyby rzecz potraktować serio, to trzeba tu wiele namysłu i analiz, no i oczywiście dużej wiedzy z wielu dziedzin.
Ważna uwaga
Gdyby tak łatwo można było osiągać upragnione cele i spełniać marzenia, to przecież ogromna większość ludzi skorzystałaby z takiego sposobu. Jakaś część ludzi (nie wiadomo jak liczna, gdyż nie prowadzi się badań w tym zakresie) z pewnością wierzy w proponowaną metodę dochodzenia do szczęścia i praktykuje zalecane działania, ale czy są one efektywne? Tego nie wiadomo. Znaczna część ludzi absolutnie nie wierzy w zaklinanie rzeczywistości i odrzuca takie, nieracjonalne ich zdaniem, metody. Myślę, że jest też sporo ludzi, którzy nigdy nie słyszeli nawet o czymś takim.
W tym kontekście ciekawym zagadnieniem jest wybór małżonka, przyjaciela, towarzystwa.
Na jakiej zasadzie ludzie dobierają się na wspólne życie lub tylko na spędzanie wolnego czasu? Czy może działa tu zasada: podobne przyciąga podobne? Niekiedy można zauważyć, że małżonkowie są do siebie niezwykle podobni (z twarzy). I jest to na tyle uderzające podobieństwo, że mogą być brani za rodzeństwo. Czyli można powiedzieć, że on szuka kogoś podobnego do siebie i ona – tak samo. Są to pary, które nie tylko są zewnętrzne do siebie podobne, ale także z usposobienia i upodobań. Być może w większym zakresie zasada ta działa wśród przyjaciół i znajomych.
Jednak – zdaje się – pary najczęściej dobierają się na zasadzie kontrastów. Mówi się wówczas, że się uzupełniają.
********************************************************************************
Zdaję sobie sprawę z tego, że temat „podobne przyciąga podobne” zawiera więcej wątków i jest bardziej obszerny niż zostało tu zaprezentowane. Przedstawiłam tu jedynie kilka refleksji, ad hoc.
Zob. inne wpisy w kategorii Sylwia pyta