Niepoznawalny
Komentarze i refleksje,  Liryka

Niepoznawalny

Niepoznawalny, też niepoznawalny

Dzień był jakiś…, może padał deszcz, a może tylko wisiały chmury? Ale może było słonecznie? Nie wiem. Nie pamiętam. Ale to był dzień i prawie samo południe.

Jak zwykle chodzili ludzie, tu i tam. Rozmawiali, śmiali się, a może niektórzy się czymś martwili? Może robili zakupy? A może skądś wracali?

Jeździły tramwaje i autobusy, panował gwar, jak zwykle. Wszystko to było. Chyba?

I działy się rozmaite rzeczy, jakie się dzieją codziennie, od miesięcy, od lat…

Zamówiłam taksówkę, chociaż nie wiem, co powiedziałam. Ubrałam się pośpiesznie, nie wiem w co? Zabrałam torebkę, w której miałam już telefony. Powiedziałam, żeby jechał.

To był piątek, ruch chyba większy, ale nie jestem pewna. Taksówkarz jechał, znał drogę. To niby niedaleko, ale w samym centrum, długo staliśmy na światłach. O wiele za długo, za długo, za długo…

A co to zmieni? Może tak, a może nie?

On tam jest i czeka na mnie? Ale czy rzeczywiście? I czy rzeczywiście jest? Czy już go nie ma… A jeśli tam go nie ma, to gdzie jest?

Jeszcze wczoraj do mnie mówił,

chociaż niezwykle mało, maleńko… I tak cichutko, jakby tylko szmer. Ale usta się ruszały.

Może mam coś zaśpiewać? Usta się poruszyły, wyczułam „tak”, nie usłyszałam, wyczułam. Poprosiłam, żeby śpiewał ze mną. To niemożliwe, to wręcz karkołomne zadanie. Ale niekiedy usta się ruszały i nawet język. To były te słowa? Pewnie tak, może tak, a może – kto wie?

Jak dobrze, że coś zjadł: jeden słoiczek obiadku. Niewiele picia, może 200 ml?

Nie widzę oczu, nie otwiera ich. Pytam, czy wie, że tu jestem? Wyczuwam –  „tak”. Dopytuję, czy na pewno? Znów nikłe „tak” i dodatkowo zaledwie kiwnięcie głową.

Dotykam rąk. Trzyma je razem, jedną dłoń na drugiej. Są takie cieplutkie. Obejmuję je moimi rękami. Są niesłychanie cieplutkie, ukochane ciepełko…

Ale to było wczoraj.

A dzisiaj? Co lekarka mi właściwie przez telefon powiedziała? Nie mogę sobie przypomnieć. Coś jednak mówiła… i czy zaraz przyjadę? Tak, oczywiście, jestem przecież gotowa do wyjścia? Chyba?

A taksówka wciąż jedzie i jedzie…

Jest! Ten sam budynek. Stoi. Nie zawalił się. Stoi tak samo, jak dawniej. I drzwi te same i winda. Znam drogę, przecież tu chodzę prawie codziennie od czterech miesięcy.

Wszystko tak samo, to co jest inaczej? I dlaczego tak się trzęsę? Wszystko mi drży, okropne! I mówić nie mogę.

A tam dalej dziewczyny, jakby czekały na mnie…

Może zrobić coś do picia? A może kawę? Nie, nie… Jaka kawa? Jakie picie? Aha, muszę tabletkę popić, mam swoją wodę. Oblegały mnie, niektóre ściskały, coś mówiły, chyba coś miłego –  okropnie niemiłego.

Prowadźcie mnie do tego „Zimnego Pokoju”. Do jakiego zimnego pokoju?! Wzięły mnie pod rękę z jednej i drugiej strony i prowadzą, ale dokąd?

Zostawiłyśmy Go tam, gdzie był. Jak to? Nie mogę uwierzyć. To znaczy, że On tam jest?

Ale czy rzeczywiście jest, jeśli nawet jest?

To czy jest, czy już Go nie ma?

Jak to możliwe, że ktoś jest, a potem go nie ma, mimo, że jest? Czy to tylko inny wymiar, czy nicość, czy jednak coś?

Niepoznawalny

Dusza (?)

Jak to wytrzymać, jak wytrwać? Nie wiem, co robić? Boże, ratuj!

Jest!!! Jest wciąż ciepły! Oczy ma zamknięte, ale to nic, może śpi? Ale dlaczego jest taki blady? Bledziutki! Zupełnie bledziutki. Ale wciąż ciepły!!! I ręce ma takie cieplutkie, może nieco mniej niż wczoraj, ale wciąż ciepłe.

Muszę cały czas je trzymać i głaskać Go po głowie, po twarzy, zawsze to lubił. Muszę mówić do Niego najpiękniejsze słowa, jak zawsze. Jak by się nic nie stało. I muszę Mu zaśpiewać, najlepiej to, co wczoraj… I muszę położyć mu różaniec na „piersikach”, przy szyi.

Nic nie mówi, ale chyba mnie słyszy? Na pewno mnie słyszy.

Tylko dlaczego robi się coraz zimniejszy? Jak to? Co to się dzieje? Czy to możliwe?

Kim jest człowiek? Kim teraz jest On? A kim ja jestem? I czy na pewno jeszcze jestem? Czy jestem??? A co potem ze mną będzie? Boję się moich myśli. Boję się…

NIEPOZNAWALNY

Ty, Niepoznawalny
i Nieodgadniony!
Ja, za przykładem Hioba
wiernego sługi Twego,
tak samo zapytam
– zdążając do Ciebie
– gdzie Twa Stolica?
Nie mogę Jej znaleźć,
choć wiem, że to jest gdzieś –
w Niebie.

Nie jestem pewna
czy znasz me nazwisko,
a ja – jak Mickiewicz
– „Milion” się nazywam,
bo za miliony kocham
i cierpię za miliony…

Więc Ty Panie,
wysłuchać mnie chciej,
i pozwól mi poczuć
Twą miłość bezkresną,
w godzinie szarej,
w godzinie złej.

Jak Ci się Boże udało
stworzyć nam świat jeden,
w którym nawet i sto światów,
to mało.
Dla jednych łaskawy i cudny,
złowrogi i gorzki dla innych;
dla każdego on różny:
to pełen, to szary, to próżny,
i tak niepodobny
do marzeń dziecinnych.

A ja mam dwa światy
zapożyczone od Kanta
i tak jak jego,
mnie również przytłacza:
niebo gwiaździste,
co jest nade mną
i prawo moralne
we mnie.

W tym miejscu na ziemi
dopełniać je mają
trzy zjawiskowe odsłony:
za dnia – komin w Karolinie,
śpiew ptaszka – o poranku,
nocą – „droga do nieba”,
a czas płynie,
i płynie…

Niepoznawalny

Nie uda mi się (o ile znam siebie)
dorównać miłości
proroka.
Praojciec Abraham
gotów był syna swego
Tobie złożyć w ofierze.
Wszystko, co ja mogę,
to zapewnić Ciebie
o mojej głębokiej wierze.

Nie daj mi poczuć
takiego bólu,
abym w szaleństwie rozpaczy
mogła zapomnieć
o Tobie,
i przeklinając istnienie swoje
do cna pogrążyła się
w sobie.

Szkoda by było jeszcze za życia,
znaleźć się w ciemnym
grobie.

Cóż jeszcze postawisz
przed me oblicze,
czymże mnie jeszcze zaskoczysz?
Czy Twe wyroki
jeszcze surowsze będą,
czy może nieco
łaskawsze?

Czym będą się sycić
oczy me zielone,
zanim je zamknę
na zawsze…

Niepoznawalny

Nadzieja

Na pewien dzień lutego 2024 roku

Niepozn.

Ilustracje:

Obrazek wyróżniający: Oko Boga, Kirche-Schmannewitz, źródło – Wikimedia Commons

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *