Wredny szef. Czy nie ma na to rady?
Epizody

Wredny szef. Czy nie ma na to rady?

Wredny szef. Czy nie ma na to rady? Jak temu przeciwdziałać? Czy najlepszym wyjściem jest opuszczenie miejsca pracy i poszukiwanie nowego zajęcia? A solidarność współpracowników? Czy można na nią liczyć?

Jest to krótka historia o tym, jak ludzie z sobą zżyci, solidarni, w momentach próby – zawodzą, a ich solidarność kruszeje. Czy warto – wobec tego – stawać w obronie słusznej sprawy? Czy przyjaźnie tworzone są dla doraźnych interesów? Pytanie szersze: czy możliwa jest w ogóle bezinteresowna przyjaźń? I na czym opiera się solidarność oraz jakie są jej źródła? Czy chodzi wyłącznie o własne korzyści i czy konieczne są pewne określone cechy charakteru,  czyniące człowieka zdolnym do przyjaźni, lojalności, solidarności, wierności?

W pewnej „inteligentnej” instytucji

Wredny szef
Przyjaźń

Zdarzyło się to w pewnej dużej, „inteligentnej” instytucji, gdy zmieniłam „dział” – awansowałam. Wkrótce zaprzyjaźniłam się z Grażyną, jedną z koleżanek w nowym „dziale”. Pracowało tam 6 osób i wszyscy w miarę byliśmy z sobą zżyci.

Z miesiąca na miesiąc dowiadywałam się czegoś o niechlubnych poczynaniach kierownika, o których rozprawiali nowi współpracownicy. Tym bardziej byliśmy z sobą solidarni, ostrzegaliśmy się wzajemnie, a szef raz po raz „wykręcał” komuś z „działu” lub spoza, ewidentne świństwo.

Mimo to pracowało mi się nie najgorzej, miałam (w zasadzie) samodzielne stanowisko, wszyscy byliśmy sobie życzliwi, a z szefem dzieliła nas przepaść. Nie widywaliśmy go zbyt często, więc można było wytrzymać. Przeszkadzało mi jednak pewne zdarzenie, które miało miejsce zaraz na początku mojej pracy, kiedy kierownik obszedł się podle ze swoim zastępcą.

Najpierw przestał wnioskować o nagrody dla niego, potem nie informował go o niczym i nie przydzielał mu żadnych zadań, ani też nie wymagał niczego. Zastępca nie wytrzymał tego i zwolnił się, tym bardziej, że często dyrektor instytucji pod nieobecność kierownika pytał go o sprawy „działu” i zdumiewał się, gdy ten nic o niczym nie wiedział. Myśmy natomiast doskonale wiedzieli, że dyrektor jest bardzo zaprzyjaźniony z naszym szefem i nie tylko jest o sytuacji w naszej jednostce powiadomiony, lecz wspólnie z nim podejmuje szereg nieeleganckich działań w całej instytucji. Czuliśmy, że wszystko jest ukartowane.

W obronie koleżanki

Wre. sz.
Współpraca

Pewnego razu, doszło do poważnej scysji między zaprzyjaźnioną koleżanką a kierownikiem. Oczywiście ona miała rację, a szef był zwykłym szują. Zaczął prowadzić wobec niej swoją utartą kampanię, a my zastanawialiśmy się, czy i ona podzieli los nieszczęsnego zastępcy. Wszyscy zgodnie ją popieraliśmy.

I nagle, nie czekając aż zwolni się sama – wręczył jej wymówienie, tłumacząc, że działa na polecenie dyrektora, który zalecił zwolnić jedną osobę z naszej jednostki w ramach oszczędności. Podobno przyszło odgórne zalecenie zmniejszenia liczby pracowników, gdyż budżet ma poważne kłopoty finansowe. Usprawiedliwiał się przed nami, że było mu trudno podjąć taką decyzję, ale sami musimy przyznać, że praca tej koleżanki jest mniej istotna w porównaniu z naszymi zadaniami. Było to stanowisko pomocnicze dla nas, zatem teraz każdy z nas musi sam wykonać te prace, które wcześniej ona dla nas robiła – zapowiedział zadowolony z siebie szef.

Wiedzieliśmy, że zwyczajnie kłamie, tym bardziej, że w innych „działach” takich oszczędności nie przeprowadzono. Powodem była scysja Grażyny z szefem. Najpierw zaczął jej obcinać należne dodatki, potem nie przydzielał ich w ogóle, jakoby z powodu słabych wyników w pracy. Wiecznie się jej czepiał, o byle co miał pretensje, w końcu przestali z sobą rozmawiać. My również sprzeczaliśmy się z szefem, ale były to raczej drobne utarczki, no i my widocznie byliśmy mu (jeszcze) potrzebni. Ustaliliśmy, że wspólnie staniemy w obronie koleżanki.

Krucha solidarność

Wr.sz.
Strusie, strusie…

Poprosiliśmy szefa na rozmowę, która miała odbyć się podczas nieobecności Grażyny. Umówiliśmy się, że w spokojnym tonie spróbujemy przedstawić argumenty i nawet ewentualnie poprosić o zmianę decyzji. Zostałam poproszona, aby zacząć (prawdopodobnie dlatego, że najbardziej zależało mi na uratowaniu koleżanki), a następnie kolejno wszyscy pozostali zobowiązali się wypowiedzieć. Ustaliliśmy nawet, co dokładnie kto z nas powie.

Zaczęłam z wielkim spokojem, grzecznie, a kiedy skończyłam nastała cisza, tylko szef wszczął ze mną dyskusję. Na próżno próbowałam powiedzieć, że jest to nasza wspólna prośba. Nikt nie zabrał głosu!!!  Mimo wcześniejszych deklaracji! Schowali głowy w piasek, jak strusie…

Szef to szybko zauważył, toteż już nieco odważniej sobie ze mną poczynał, spoglądając kolejno na współpracowników, którzy to żadnych pretensji nie mieli – jak się okazało. Pospuszczali głowy i tak dotrwali do końca spotkania. Ja się trochę zdenerwowałam głupawymi kontrargumentami szefa, ale jeszcze bardziej postawą moich kolegów. Kierownik nie omieszkał zakończyć w ostrzejszym tonie, że zawiodłam jego zaufanie, i że nie szanuję swojej pozycji, jaką mam w „dziale”.

Do końca tego dnia koledzy mnie unikali, nie chcieli ze mną rozmawiać ani wytłumaczyć się ze swego zachowania, jedynie pod nosem coś bąkali. Wiem, że czuli się głupio, ale też i niczego nie tłumaczyli. Sytuacja w „dziale” stała się nieprzyjemna. Czułam, że koledzy trochę mnie unikają, a wobec szefa byli niezwykle ugrzecznieni, więcej niż dotychczas. Pewnie bali się o posady. Pozostała mi jedynie Grażyna, która wkrótce miała odejść.

Znane mechanizmy

Po jej odejściu poczułam się jeszcze gorzej, nie miałam do nikogo zaufania, rozmowy były zdawkowe i krótkie. Nie bardzo zdziwił mnie fakt, że w tydzień po odejściu Grażyny, na jej miejsce przyszła koleżanka z innego działu i wykonywała dokładnie to samo.

Wred. szef
Kreatywność, praca

Już w następnym miesiącu szef obciął mi dodatkową (należną mi) gratyfikację, potem w kolejnych miesiącach nawet mnie jej pozbawiał, informując oficjalnie, że nie wie co się ze mną dzieje, lecz że wyraźnie opuściłam się w pracy.

To nie była prawda! Nie miałam żadnych zaległości, przeciwnie – bardzo dobre wyniki. Nic nie odrzekłam, ale już wiedziałam, że jestem następną kandydatką do zwolnienia.

Nakładał na mnie szczególnie trudne zadania i to w zwiększonej ilości w nadziei, że nie dam rady. Początkowo starałam się nie dawać mu satysfakcji, ale czułam, że na dłuższą metę tej sytuacji nie zniosę. Koledzy jakby tego nie zauważali, pewnie w duchu cieszyli się, że nie są na moim miejscu.

Dość przygnębiona, dałam wypowiedzenie, chociaż w tym okresie trudno było o dobre stanowisko. Sytuacja w miejscu pracy osłabiała mnie. Każdego dnia budziłam się z niechęcią, że znów muszę spotkać się z tego typu ludźmi. Uważana byłam za bardzo pracowitą, osiągałam sukcesy, byłam doceniana i nagradzana, ale wszystko do czasu, dopóki nie naraziłam się kierownikowi. To okazało się najważniejsze.

Grażyna natomiast po pół roku znalazła pracę i w nowej pracy – narzeczonego. Przestała się ze mną spotykać, zresztą chyba nie widywała się z nikim, cały swój wolny czas spędzała ze swoim chłopakiem. Wkrótce został jej mężem.

Gdzie popełniłam błąd?

Wredny szef
Osamotnienie

Jeszcze dość długo po odejściu z tamtej instytucji rozmyślałam o postawie moich koleżanek i kolegów i to okazało się trudniejsze do zrozumienia oraz zaakceptowania niż zachowanie szefa.

Przeszkadzało mi to w znalezieniu nowej pracy; w każdym nowym miejscu uważnie przyglądałam się pracownikom i zastanawiałam się: czy już wszędzie będzie podobnie?

Nie raz zawiodłam się na ludziach, ale nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Moim wystąpieniem nic nie zyskałam, tylko sobie zaszkodziłam.

Często wracam myślą także do różnych innych sytuacji, gdy ujęłam się za kimś, broniłam kogoś, a później miałam z tego powodu kłopoty. Chyba coś niemądrego mam w swojej naturze. Ktoś mi powiedział, że każdy raczej myśli o sobie i moja postawa może i piękna, ale mało racjonalna. Nie uwzględniłam swoich interesów, a tym przede wszystkim powinnam się kierować. Takie czasy…

Grażyna sobie poradziła i zaraz o mnie zapomniała, a ja straciłam pracę i kolegów. Ale najważniejsza jest lekcja jaką otrzymałam: że nie można liczyć nawet na bliskie osoby i to w tak, zdawałoby się, szczupłym zakresie.

**********************************************************************************************************
Niestety w tym wpisie nie ma odpowiedzi na pytania postawione w pierwszym akapicie. Może później podejmę próbę przedstawienia kilku refleksji na ten temat.

Zob. też:
Czas płynie, a człowiek wraz z nim…
Poznałam chłopaka
Czy to jest romans? Czy tylko epizod?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *