Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?
Komentarze i refleksje

Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?

Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze? Tym razem ja zapytam Sylwię o to. Pewnie mi nie odpowie, nie ma takiej możliwości (na razie, albo i później…). Wielokrotnie mówiła, właściwie zachwalała i to tak entuzjastycznie odżywianie wyłącznie warzywno-owocowe. Nie pamiętam, co mówiła o produktach zbożowych, ale zapamiętałam, jak krytykowała mięso i jego przetwory.

Sama spożywa wyłącznie warzywa i owoce, zdaje się trochę produktów zbożowych, ale po mięso, szynki, wędliny – w ogóle nie sięga. Mówi, że czuje się bardzo zdrowa, że to, co je, bardzo jej smakuje i że mięso oraz jego przetwory nie są w ogóle potrzebne. Zna rozmaite przepisy na pyszne warzywne sałatki, na ciekawe dania warzywne i wiele z nich mi przekazała. Przetestowałam chyba wszystkie wegetariańskie (a może i wegańskie?) przepisy Sylwii i większość mi smakowała. Ale… (to, co po “ale” – na końcu wpisu).

 

Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?

 

Od razu wyjaśnię, że nie należę do znawców kuchni i nie pasjonuję się gotowaniem, chociaż chętnie gotuję i sama przyrządzam wszystkie potrawy, począwszy od śniadania do kolacji. Lubię też dodawać coś nowego do rodzinnego jadłospisu, zatem chętnie korzystałam z kulinarnej wiedzy Sylwii.

Od kilkunastu lat włączam, i to w coraz większym zakresie, produkty ekologiczne, chociaż niektórzy członkowie mojej rodziny są sceptyczni, co do ich jakości. Sylwia również preferuje żywność ekologiczną.

Ale dlaczego piszę ten tekst?

Otóż, jestem nieco rozczarowana jakością niektórych produktów ekologicznych oraz tych zwykłych warzyw i owoców.

Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?
Boczek smażony (może pieczony?)

Nie uważam, że szynka, kiełbasy, nóżki pieczone, boczek itp. są  jakieś obrzydłe, odpychające, natomiast warzywa i owoce są wyłącznie zachęcające i pyszne. O czym wielokrotnie się przekonałam.

Podam kilka mankamentów żywności ekologicznej, z jakimi zetknęłam się w ostatnim roku.

Szczaw:

  • gołym okiem nie było widać żadnych szkodników. Po włożeniu do wody, gdy po kilku minutach zaczęłam liście myć, okazało się, że są obrzydliwie obślizgłe. Prawie wszystkie liście były pokryte czymś lepkim i śliskim. To było obrzydliwe! Natychmiast całość wyrzuciłam do kosza, w dodatku natychmiast zawiązałam worek i nawet poszłam to wyrzucić. Bałam się, że być może znajdowało się tam “coś fruwającego” i zagości to u mnie w domu. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek kupię szczaw (ekologiczny lub ze zwykłych upraw).

Brokuł:

  • na wierzchu wyglądał ładnie, nie wzbudzał podejrzeń. Po przekrojeniu zauważyłam całe mnóstwo ciemnych “korytarzy”, przyschniętych i ciemnych łodyg. Gdy zaczęłam te zepsute partie wycinać – a było tego dużo – rosło moje obrzydzenie. Poza tym, zastanawiałam się, w jaki sposób producent tego ekologicznego warzywa zwalczył szkodniki, bo musiał to zrobić, skoro one się tam znajdowały? Żadnych larw nie znalazłam, ale wcześniej musiały być. W rezultacie wyrzuciłam wszystko. Uprzedziłam się do brokułów.

Papryka czerwona:

  • nabyłam trzy piękne dorodne okazy. Pierwsza była bardzo smaczna. Natomiast druga, to prawdziwa zgroza! Gdy ją rozkroiłam na pół, przy szypułce, w środku(!), znajdowała się bardzo gruba, tłusta, niezbyt długa, ale bardzo duża larwa. W panice wyrzuciłam to zaraz z wielkim obrzydzeniem i zawiązałam worek, żeby nie wyszła. Na pewno się domyślacie, że dosłownie bałam się zabrać za tę trzecią paprykę. Ale ta już była w porządku, tylko, że ja jej nie tknęłam i bardzo długo nie kupowałam papryki.
    Zwracałam uwagę sprzedawcy (szczaw, brokuł, papryka): on bardzo grzeczny, przepraszał, ale w wytłumaczeniu podawał, że to są przecież warzywa ekologiczne, “niesypane”, więc coś takiego może się zdarzyć. I w dodatku, że jest to dowód, iż warzywa są rzeczywiście ekologiczne. A ja do tej pory mam przed oczami widok tej paskudnej larwy.

Cytryny, pomarańcze, mandarynki:

  • małe (co mi nie przeszkadzało), ale często (oczywiście nie zawsze) wyschnięte, z plamami… Pomyślałam, że mało kto kupuje w drogim sklepie ekologicznym i te owoce musiały bardzo długo leżeć.

Marchew:

  • często lekko zwiędła, pomarszczona, oblepiona ziemią (bo nie jest myta, a więc i waży więcej), no i czasami z ciemnymi plamami, niekiedy dość głębokimi. W smaku natomiast bardzo dobra.

Jabłka, banany:

  • małe (ale, jak już wspomniałam, to mi nie przeszkadza), często z plamami, szybko się psują, chociaż jabłka w smaku bardzo dobre, a banany tak samo smakują, jak te ze zwykłych warzywniaków. Wiadomo, że jeśli chodzi o banany i inne cytrusy, to uprawy są te same, jedynie podobno nie są tak bardzo spryskiwane – czymś tam – w komorach dojrzewania. Nie jestem pewna, co do opryskiwania lub nie, samych drzewek.

Schab, karkówka:

  • na rozgrzanym tłuszczu wylewa się z tego mięsa jakaś gęstawa beżowa substancja. Różnie to ludzie nazywają. Nie wiem, co to jest, ale konsystencja przypomina rzadki budyń. Zdejmuję patelnię, usuwam to na ile się da, ale niesmak i wątpliwości narastają. Na pytanie, czy to mięso było (jest) ekologiczne, otrzymałam od sprzedawcy odpowiedź, że to, co wychodzi z mięsa, to jest po prostu białko. Że przecież każde mięso to ma. Białko! Pytam, a dlaczego ono pojawia się często, ale nie zawsze i w rozmaitych ilościach? (Zaznaczam, że zawsze wrzucam mięso na dobrze rozgrzaną patelnię lub do dostatecznie nagrzanego piekarnika). W dodatku dawniej, coś takiego nie wydzielało się z mięsa przy smażeniu. Brak odpowiedzi! (Czy to znaczy, że białko, tak cenne w mięsie, często “ucieka” podczas obróbki termicznej? Oczywiście w to nie wierzę). I chyba słusznie zastanawiam się nad “ekologicznością” tego produktu. Powszechnie wiadomo, że od kilkudziesięciu lat mięso jest “szprycowane” jakąś substancją konserwującą z różnymi dodatkami, które powodują również zwiększenie objętości i wagi.

Ryby, a dokładnie karpie z ekologicznych stawów:

  • zamówiłam na Wigilię dwa karpie z ekologicznych stawów. Miały jakieś dziwne plamy na skórze, jasne w środku, z czerwoną obwódką. Telefonowałam do właścicieli, którzy utrzymywali, że to nic takiego, że karpie są zdrowe, odpowiednio karmione, bez antybiotyków itd., ale miały ostatnio trochę ciasno i być może dlatego te plamy. Nie muszę dodawać, że karpie od razu wyrzuciłam.

Dziwny pomidor

Na koniec mam pewien bardzo dziwny przykład. Nigdy nie widziałam czegoś takiego (tak, jak tej larwy w środku papryki, czy oślizgłego szczawiu). Pomidory! Wprost uwielbiam jeść pomidory. Spożywamy je w rodzinie w dużych ilościach, od mniej więcej maja/czerwca do Bożego Narodzenia. Później wydają mi się zupełnie niesmaczne; są wodniste i chyba bez wartości.

Kupiłam kilka pomidorów, jeden z nich okazał się obrzydliwy. Zrobiłam zdjęcia. Wcześniej nie dokumentowałam zepsutej żywności; nie zamierzałam nigdy o tym pisać. Ale to jest tak dziwne, że postanowiłam napisać cały ten materiał i umieścić zdjęcia bohatera: pomidora. Dodam, że pomidory nie były ekologiczne.

Z wierzchu pomidor był bardzo ładny, bez plam i uszkodzeń. A po rozkrojeniu w środku było coś takiego:

Warzywa, owoce

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Te “wyrostki” wyglądały, jak kiełki. Z większości ziarenek wyrastały pędy, niektóre były jeszcze białe, a niektóre miały zielone końcówki. Wyglądało to niesamowicie obrzydliwie. Zjadamy niekiedy jakieś kiełki, ale osobno, oddzielone od produktu podstawowego, poza tym, te wyglądały inaczej. Może szok wywoływało to, że znajdowały się w takim niezwykłym i nieoczekiwanym anturażu. Przestałam kupować pomidory! Obrzydziły mi się tak bardzo, że nie wiem, kiedy do nich powrócę.

To nie są oczywiście wszystkie przypadki fatalnych produktów z ostatniego roku, jedynie te, które bardziej zapamiętałam. 

Dodam jeszcze, że w punktach z nieekologiczną żywnością takich koszmarnych produktów jest znacznie więcej.

Jednak od sklepów ekologicznych oczekiwałabym lepszej jakości, tym bardziej, że ceny są o wiele wyższe. Ale to, na czym mi najbardziej zależy, to, aby żywność ekologiczna przynajmniej nie była obrzydliwa, no i oczywiście bez chemii.

 

Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?
Drzewo oliwne

 

Jaka konkluzja? Co właściwie chcę powiedzieć Sylwii?
Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?

Może moje doraźne wnioski ujmę w punktach:

  1. Żywność ekologiczna nie jest tak dobra, jakbym tego oczekiwała. Zbyt często jakość tej żywności jest wątpliwa. Chociaż muszę dodać, że nadal kupuję żywność w sklepach ekologicznych, z nadzieją, że jest nieco zdrowsza.
  2. Warzywa i owoce niekoniecznie są zdrowsze od pozostałych produktów. Wiadomo, że owoce zawierają np. dużo cukru, co nie dla wszystkich jest pożądane. Z kolei niektóre warzywa spożywane na surowo, mogą powodować różne dolegliwości trawienne i generalnie spory dyskomfort w samopoczuciu. Natomiast poddawane obróbce termicznej tracą podobno część wartości, np. witaminy.
  3. Warzyw i owoców trzeba by zjeść bardzo dużo, żeby dorównać innym produktom, co nie jest też wskazane ze względu na obciążanie układu trawiennego i całego organizmu w rezultacie.
  4. Wydaje mi się, że trudno jest zastąpić wartość białka występującego w mięsie (i w produktach pochodzenia zwierzęcego). Składnik ten jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania organizmu ludzkiego, zwłaszcza mózgu. Szczególnie w fazie rozwojowej małego człowieka.

 

Warzywa, owoce: czy rzeczywiście są zdrowsze?
Pieczona kaczka z kluskami ziemniaczanymi

5. Poza tym, co też jest istotne, wskazane jest, aby to, co jem, smakowało mi i samo jedzenie  sprawiało przyjemnośćżebym nie przymuszała się do zjedzenia czegoś.

6. Najlepsze dla mnie (takie przekonanie mam aktualnie) jest urozmaicenie tego, co spożywam. Chcę jeść wszystko to, co mi nie szkodzi i smakuje i żeby w moim jadłospisie przewijał się jak najszerszy asortyment. Mam wtedy większe przekonanie, że dostarczam organizmowi wszystkich niezbędnych witamin i minerałów. Mój jadłospis nie jest monotonny oraz – co nie jest bez znaczenia – mam większe możliwości w nabyciu i wyborze produktów spożywczych.

No dobrze, na razie tyle.

Zobacz kategorię: Sylwia pyta

4 komentarze

  • THX1138

    Droga Ivo Kalino, treść zawarta na twoim blogu bardzo mi pomaga zrozumieć pewne kwestie. Fajne są treści dotyczące filozofii, a także fizyki. Oczywiście inne wpisy także:).
    Cieszę się, że jesteś na dobrej drodze w kwestii zachowania zdrowia. Pewnych rzeczy nie mogę tutaj napisać, ale zapewne domyślasz się, co konkretnie mam na myśli. To wystarczy.
    Mądry zrozumie, a do głupiego i tak nic nie dotrze i musimy zostawić to, aby zachować jakąś higienę psychiczną.

    Polecam Pani dwie książki, z których sam korzystam: Marek Skoczylas “Zneutralizuj chemię z pożywienia i odzyskaj zdrowie”, oraz Harrod Buhner “Antybiotyki ziołowe”.

    Natomiast, sprawdzone przez ze mnie metody na stałe przyjmowane, to głównie antyoksydanty i “wspomagacze”. Np. zmielone nasiona ostropestu plamistego wraz z siemieniem lnianym i kozieradką oraz suplement NAC. A także duże dawki wit. D3 wraz z K2. Właściwa proporcja to np. 5000IU wit. D3 plus 200mcg wit. K2, do tego koniecznie magnez o dużej biodostępności. Wit. C, najlepiej ze świeżych owoców rokitnika zwyczajnego.
    Bardzo ważne: powinna być raz w tygodniu głodówka (całkowita i tylko czysta woda wtedy). Dlaczego głodówka? Bo zmuszamy organizm do “szukania energii, wtedy robi on swoisty recykling i wyrzuca wszystkie “śmieci”. Pozbywamy się wiec, tego co najgorsze (komórki rakowe etc.).
    Proszę też zwrócić uwagę na ostatnio mocno promowaną dietę ketogeniczną. Nie może być ona przeprowadzana bez dodatkowej suplementacji, choć zdania są podzielone, to braki mogą przyczynić się do np. wypadnięcia włosów (szczególnie u kobiet). Nie jestem przeciwnikiem tej diety, ale po pierwsze, nie jest ona właściwa na stałe, a po drugie, musi być prowadzona przez kogoś z dużą wiedzą na ten temat (wspomniane suplementy).

    Wracając do tego, co pani napisała, że lepiej się czuje, gdy spożywa mniej węglowodanów, to wspomnę, że węglowodany powodują też większą produkcję cholesterolu przez wątrobę i taki nadmiarowy cholesterol jest już szkodliwy. Jedząc za dużo węglowodanów, “trenuje” się też cukrzycę oraz oczywiście otyłość (tylko z węglowodanów organizm potrafi robić takie zapasy energii w postaci tkanki tłuszczowej).
    Jeśli są problemy z nadwagą może jeszcze się pani wspomóc morszczynem pęcherzykowatym.

    Dziękuję za bloga oraz pozostaję w przyjaźni
    THX1138

    • admin

      Dziękuję za wyczerpujący komentarz i liczne wskazówki co do żywienia. Zamieszczam go na blogu, żeby czytelnicy mogli skorzystać z uwag w nim zawartych. Z pewnością niektórzy nie będą podzielać Twojej opinii na temat żywienia, bo – jak sam wspominasz – główne przesłanie w tej kwestii jest inne. Jest ono uporczywie reklamowane, zachwalane itp., itd.

      Nie dziw się ludziom, że stosują się do medialnych zaleceń, przecież bardzo często wypowiadają się eksperci, albo tak zwani eksperci. Nie wszyscy mają odpowiednie przygotowanie, żeby „oddzielić plewy od ziarna” i jednak muszą zaufać specjalistom. Nie wszyscy też są, podobnie jak Ty, nieufni i podejrzliwi wobec narracji serwowanej nam z ekranów telewizorów bądź komputerów. Zatem wina leży po stronie kreatorów współczesnego bycia i w ogóle życia, a zdrowie jest jedynie cząstką (choć może najważniejszą) mainstreamowego przekazu, wkradającego się w naszą codzienność. W większości ludzie nawet nie przypuszczają, że są zwyczajnie manipulowani i to jest tylko smutne, ale – co gorsza – nie są gotowi na przyjęcie alternatywnej perspektywy i, zwyczajnie, zastanowienia się. Tego dogmatycznego status quo, w którym są zanurzeni, są w stanie bronić, jak najświętszej wartości. Zatem – jak napisałeś – „dla higieny psychicznej” lepiej porzucić „walkę z wiatrakami”.

      Niestety, w skromności muszę przyznać, że my również – podobnie jak inni – podlegamy rozmaitym manipulacjom oraz ogłupianiu i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. (Mam na myśli chociażby ostatni okres – pandemii koronawirusa). Żyjemy w świecie fikcji, fałszu i wszelkiego rodzaju pułapek. Jeśli nawet jesteśmy w stanie to rozpoznać, to i tak nic nie możemy z tym zrobić.

      Kto chciałby odczarować rzeczywistość, z góry skazany jest na klęskę. Powiało smutkiem… Dodam zatem, że jednak jest parę rzeczy na tym świecie, dla których warto żyć.

      Z pozdrowieniem, Iva Kalina

  • THX1138

    Jedynie co mogę powiedzieć, to że białko zwierzęce jest niezwykle potrzebne tak samo jak tłuszcze zwierzęce. To mit i kit, że warzywa i owoce w ogóle są niezbędne etc.
    Natomiast nie chcę się rozpisywać, dlaczego tak jest (ale zapewniam, że są to fakty).

    Taką mamy “modę”, że promuje się to, co niezdrowe (wręcz b. szkodliwe), jako zdrowe. Dlaczego tak jest, też nie chcę się rozpisywać. Uważam, że jak ktoś chce, to sam dojdzie do prawdy.

    Reasumując, co więc jeść, aby organizm miał max tego co potrzebuje? Najwłaściwsza zdecydowanie jest dieta (czy raczej sposób żywienia) niskowęglowodanowa i omijająca wszelkie chemiczne dodatki, a także modyfikacje (gmo). Proszę też szczególną uwagę zwrócić na wodę (ani z kranu, ani z butelek nie jest ona czysta, żeby nie powiedzieć wręcz, że to już prawie ściek).
    Mało węglowodanów, ale tylko tych, które wolno podwyższają glukozę.
    Woda oczywiście, ale tylko czysta (z filtra RO, a na koniec koniecznie trzeba zmineralizować ją kroplami do tego przeznaczonymi, nie wkład tylko krople).
    W dzisiejszych czasach trzeba też regularnie robić detoksykację (bo i tak coś wpadnie nawet z powietrzem).
    Proszę też nie wierzyć do końca internetowi (czasami są tam opisane sposoby wyjątkowo szkodzące zdrowiu).

    Pozdrawiam

    • admin

      Podoba mi się apel, żeby samemu dochodzić do prawdy. To już Sokrates zalecał. Dziękuję za wpis i zalecenia oraz przestrogi – przydadzą mi się. Sądzę też, że inni czytelnicy, którzy “wpadną” na twój komentarz, skorzystają z twoich uwag. Zauważyłam już to sama, że im mniej spożywam węglowodanów, tym lepiej się czuję. A mięso mi nie szkodzi oraz tłuszcz w rozsądnych ilościach. Właściwie twój komentarz potwierdza moje intuicje zawarte we wpisie. Dzięki i pozdrawiam – Iva Kalina

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *