Przesada nie jest dobra
Filozofia,  Sylwia pyta

Przesada nie jest dobra

»Sylwia pyta«: „Przesada chyba w niczym nie jest dobra, ale mogę się mylić?”

Jeśli mówisz, że coś jest dobre lub złe (w tym wypadku „przesada”), i mówisz to w swoim imieniu, bo tak sądzisz, a nie traktujesz tego jako prawdy ogólnej, obowiązkowej dla wszystkich, to naturalnie masz rację. Ważniejsze jest to, aby swoje przekonania umieć uzasadnić (gdyby zaszła taka potrzeba), nawet przed samą sobą.

Przesada nie jest dobra – Arystoteles

A że przesada nie jest dobra, tak uważa – wydaje mi się – większość ludzi. Pierwszy, który zwrócił na to uwagę (jak wynika z mojej wiedzy) był Arystoteles (IV w. p.n.e.), zalecając tzw. złoty środek, czyli umiar w zachowaniu, co miało prowadzić do własnego rozwoju i szczęścia. Podał nawet 14 przykładów „słusznego środka”, a są to:

  1. Łagodność jest środkiem między porywczością i nieczułością
  2. Męstwo jest środkiem między zuchwałością i tchórzostwem
  3. Wstyd jest środkiem między bezwstydem i skrajną nieśmiałością
  4. Umiarkowanie jest środkiem między nieumiarkowaniem i niewrażliwością na przyjemności
  5. Oburzenie jest środkiem między zawiścią i przeciwstawną skrajnością, dla której nie ma określenia
  6. Sprawiedliwość jest środkiem między zyskiem i stratą
  7. Hojność jest środkiem między rozrzutnością i sknerstwem
  8. Szczerość jest środkiem miedzy chełpliwością i udawaniem głupoty
  9. Przyjaźń jest środkiem między pochlebstwem i wrogością
  10. Godność jest środkiem między służalczością i zarozumiałością
  11. Wielkoduszność jest środkiem między próżnością i małodusznością
  12. Szczodrość jest środkiem między marnotrawstwem i skąpstwem”
  13. Odporność jest środkiem między zbytkiem a surowością
  14. Rozsądek jest środkiem między przebiegłością a głupkowatością”1Arystoteles, Etyka Eudemejska, B 3 1221 a.,2G. Reale, Historia filozofii starożytnej, t. II, s. 488..

 

Przesada nie jest dobra

Wstyd. Jeśli ktoś zorientuje się, że przesadził i żałuje tego, to nie trzeba już go szczególnie piętnować. Dobrze by było raczej pomóc mu z tym się uporać.

 

Świadomość umiaru

Czy ludzie mają świadomość umiaru i jego skrajności? Wątpię.

A czy ludzie, mając tego świadomość, zachowują umiar w zachowaniu? Też wątpię.

Każdy znajduje wytłumaczenie dla swojego skrajnego zachowania, mówiąc np.:

(7)sknerą nie jestem, po prostu musimy oszczędzać”
„to nie jest wcale rozrzutność, potrzebowaliśmy tego”

(1) „nie jestem wcale porywczy, każdy by się w tej sytuacji zdenerwował”
„ja? nieczuła na czyjeś losy?, gdybyś ty miał tyle obowiązków co ja, to nawet nie miałbyś czasu pomyśleć o innych”

(10) „spróbuj zachować godność, gdy zależy ci na pracy i podwyżce…, ale to wcale nie jest
służalczość, po prostu muszę znać swoje miejsce” 
„ja mam prawo mieć poczucie własnej wartości, ale to przecież nie jest zarozumialstwo”.

A z drugiej strony, czy osoba czyniąca zarzut nieumiarkowania, sama stosuje „złoty środek” w zachowaniu i czy ma prawo pouczać inne osoby? To znaczy, czy wnikliwie się zagłębia w tę kwestię, poza tym, czy ma wiedzę o tym, co jest, powinno być miarą jakiegoś zachowania oraz czy w ogóle jakaś konkretna miara istnieje? I czy czyni to w trosce o tę osobę, której robi zarzuty? I z jakiego punktu widzenia ocenia czyjeś zachowanie, uznając, że właśnie jest ono nieumiarkowane? Ocenia zawsze ze swojego stanowiska! Czyli jeśli ktoś sam jest skąpy, to u innych ludzi widzi przeważnie marnotrawstwo, i odwrotnie.

Przesada nie jest dobra
Uwagi, wyrzuty, pytania… Lepiej byłoby stawiać je sobie niż partnerowi. Ale i tak swoje mankamenty łatwiej się usprawiedliwia, a partner, mąż powinien być nieskazitelny! Tak niestety bywa nader często w małżeństwie.

To ciekawe, ale ogromna większość ludzi (zazwyczaj) uważa, że postępuje prawidłowo, że tak powinien się zachować każdy człowiek. Ocenia się najczęściej innych, a nie siebie. Bo też i trudno „zobaczyć” siebie z zewnątrz. Spojrzeć na siebie z dystansem i dokonać dogłębnej analizy swoich poczynań.

Kto potrafi znaleźć „złoty środek”?

Gdy ktoś zwraca komuś uwagę na jego niestosowne zachowanie, ten drugi zazwyczaj uważa, że ten pierwszy nie ma racji. Że się czepia. Czasami, niektórym osobom przychodzi jakaś refleksja na temat własnego charakteru i własnych postaw, ale to raczej jest rzadkość. I dalej, czy taka analiza i refleksja coś daje? Rzadko.

Tak trudno zmienić swoje usposobienie, swój charakter.
Niezależnie od tego, że tak mało osób chce w ogóle to zrobić!

I tu należy wspomnieć o konflikcie między tymi, którzy uważają, że charakter dziedziczy się w genach i już nic lub niewiele można z tym zrobić, a tymi, którzy są przekonani, że osobowość człowieka w głównej mierze kształtuje kultura (wychowanie, oświata, nauka, religia, tradycja itp.), a zatem można ją ukształtować w odpowiedni sposób. [To głębszy i szerszy problem: „natura czy kultura”, o czym wspomnę w innym miejscu].

Powstaje pytanie: kto miałby prawo wyznaczyć ten „odpowiedni sposób”? Kto z nas ludzi wie, który model usposobienia ludzkiego jest właściwy? W takim razie trzeba pozostać w przekonaniu, że najlepiej jest nie krzywdzić innych osób swoim zachowaniem, nie wykorzystywać innych do własnych celów, zachować wolność dla siebie tak (w taki sposób i na tyle), aby nie zabierać jej innym i spokojnie realizować swoje zamierzenia. Należy od razu założyć, że żyjąc wśród ludzi i z ludźmi, trzeba będzie wielu kompromisów, cierpliwości i zrozumienia odrębności interesów poszczególnych osób, również w zestawieniu z własnymi. [O konflikcie interesów między ludźmi powinnam chyba napisać odrębny tekst].

Czy i kiedy reagować

Przesada nie jest dobra
Sprawiedliwość

 

Ale jak reagować na chamstwo i wredne postępowanie (zachowanie) innych ludzi wobec nas samych? Na dobre wychowanie i mądrość ludzi nie zawsze można liczyć. Jest wprawdzie prawo, które ma chronić podstawowe dobra, interesy każdego człowieka, ale jak to wygląda praktycznie? Szkoda nawet o tym mówić: i o samych zapisach prawnych i o stosowaniu prawa na co dzień. W każdym razie w tym wywodzie nie chodzi mi o wykroczenia i przestępstwa, które z mocy prawa powinny (i często są) być ścigane, lecz o:

 

  • opinie o kimś,
  • oceny,
  • kwestionowanie czyichś preferencji i upodobań,
  • nakłanianie kogoś do zmiany zachowania,
  • zwracanie komuś uwagi w kwestii zachowania,
  • krytykę czyjegoś charakteru itp., itd.

Czy mam do tego prawo?, czy powinnam? i kiedy mogę? Kiedy powinnam ingerować, a kiedy nie?, oraz gdzie jest ewentualna granica, której nie powinnam przekraczać. Czy można się tego wszystkiego nauczyć? W dużej mierze ludzie chyba stawiają na wyczucie, ale i tak grają emocje oraz bagaż doświadczeń, a także cały zespół cech charakterologicznych.

Generalnie można powiedzieć, że są trzy kryteria wyznaczające zachowania ludzi, jest to: rozum, doświadczenie i uczucia.

Zdaje się, w moim wywodzie jest więcej pytań i wątpliwości niż odpowiedzi i jakichś ostatecznych (lub choćby doraźnych) rozwiązań. Warto może jedynie, zanim zwrócę komuś uwagę, zanim „obgadam” koleżankę, zastanowić się, czy ja sama jestem „kryształowa”? Choćby w tym konkretnym elemencie? Czy nie mam sobie nic do zarzucenia? A jak to jest relatywnie u innych ludzi? Często przecież bywa gorzej. Myślę, że spokojna z kimś rozmowa z pewnością nie zaszkodzi. Może ten ktoś przemyśli swoje zachowanie, ale nie radziłabym tego oczekiwać, więc jeśli przeszkadza mi bardzo czyjś charakter, lepiej odsunąć się od tej osoby, niż czekać na to, że się zmieni. Obserwacja podpowiada mi, że jest to rzadkie zjawisko (tzn. zmiana).

Dialogować czy „uciekać”?

Przes. nie jest d.
A dialog zawsze i w każdych okolicznościach należy podejmować

Prawdziwym wyzwaniem jest nieakceptowany charakter osoby bliskiej (męża, żony, rodziców, dzieci, rodzeństwa itd.), z którą wspólnie się zamieszkuje. Męża, żonę się wybiera, więc można w jakimś stopniu tego uniknąć (chociaż znów obserwacja mówi, że z tym bywa rozmaicie), dzieci można odpowiednio wychować (i tu znów wiadomo, że nie jest to takie proste), ale co zrobić z resztą towarzystwa? Pozostają dwa wyjścia, obydwa niezwykle trudne: próbować umiejętnie pokazywać negatywne strony jakiegoś zachowania, niepożądane skutki dla tej osoby i otoczenia, a drugie wyjście, to dosłownie „wyjście”, tj. odseparowanie się od tej osoby, skoro już nie można z jej usposobieniem, z jej charakterem wytrzymać. Doraźnie, wskazane jest możliwie jak najczęstsze odseparowanie się, np. zamknięcie w swoim pokoju.

A praca zawodowa? Podobnie! Jeśli absolutnie nie akceptuje się czyjegoś zachowania, to dobrze by było zastanowić się, czy ja mam rację, czy ta druga osoba? Następnie, jeśli nie można tej osoby nakłonić do zmiany postępowania, a bardzo mi to przeszkadza, niestety, powinnam odejść z tego miejsca pracy, zanim mój spokój i nerwy zostaną zrujnowane.

Ktoś może się zżymać, że proponuję ucieczkę, zamiast walki. Walczyć mogę o wielkie sprawy, ale na takie potyczki szkoda jest mojej energii i czasu. A „ucieczkę” proponuję przecież w ostateczności, gdy zawiodą perswazja i dialog. A dialog zawsze i w każdych okolicznościach należy podejmować.

Podsumowanie

 

Przes. nie jest do.

Żyć w zgodzie z naturą

Ad rem: przesada u siebie jest – w moim przekonaniu – bardzo trudna do wykrycia i jeszcze trudniejsza do zlikwidowania, jeśli już ktoś to postanowi. A co do innych, to, jeśli mi czyjaś przesada bezpośrednio nie szkodzi, pozostawiam to wyłącznie w sferze mojej refleksji. A jeśli przesada dotyczy dobra wspólnego, powstaje wielki problem, często niemożliwy do usunięcia. Jeśli przesada u bliskiej osoby (np. u męża, żony) jest wg mnie rażąca, to co wtedy? Pozostaje „zważyć” wszystkie za i przeciw i orzec, co dla mnie jest ważniejsze, a co mniej istotne. A przede wszystkim, kierować się rozumem oraz uczuciami wyższego rzędu. I żyć w zgodzie z naturą.

Powyższy akapit powinien być ostatni. Ale uczciwość nakazuje mi dodać jeszcze jedną uwagę, która zabrzmi pewnie zbyt pesymistycznie: najczęściej to, co pozostaje, to znosić swoje i innych przesady. Termin „znosić” może mieć jednak podwójne znaczenie i to jest ta odrobina optymizmu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *