Piszę słowa, cóż warte
Blog: Jaskółka

Piszę słowa, cóż warte? (BJ20)

Piszę słowa, cóż warte?

Dokąd odleciałaś Jaskółko?

Dokąd odleciałaś Jaskółko? iDokąd odlatujesz? Nie słyszę Cię. Szczęśliwa, uspokojona, czy wciąż smutna? Ktoś – nie pamiętam już kto – powiedział, że ten, co nie ceni życia, niewart jest życia. Może powiedział zbyt przesadnie. Ale nawet, jeśli życie jest nic niewarte, to żyć – warto.

O czym myślisz, co porabiasz? Kiedyś to pytanie rozdrażniło Cię niesłychanie. Mimo to ryzykuję je znowu.

O mojej pracy nie wspomnę, bo ostatnio te moje sprawy Ciebie nie interesowały. Parę słów o czymś innym, co może zadowoli Twoją kobiecość: Miałem kilka spotkań autorskich na obozach studenckich. Widziałem wiele ślicznych dziewczyn, ale żadna nie mogła Ci dorównać.

Wciąż zauroczony przez Twoje zielone oczy

Czarny Kruk

Słowa

 

Piszę słowa,
cóż warte?
Jakbym miał jedną kartę,
tą kartą wciąż od nowa
nowe odkrywam myśli,
czasem sen, co się przyśni,
stare myśli, złudzenia
i nowe wciąż zwidzenia.

Piszę słowa.
Cóż warte?
Jakbym miał jedną kartę.
CK

Piszę słowa, cóż warte

Pióro Kruka

Wyrwałem je sobie z ogona i macham nim zawzięcie, tak już od kilkunastu lat. Nawet idzie mi dobrze. Już tyle książek tym piórkiem napisałem. I w dodatku ludzie je czytają. Ale wydawcy płacą za to dość marnie. Mam jedynie ten komfort, że biorą, co napiszę, nawet zaliczki wypłacają. Wena mnie nie opuszcza… A jeśli się zmieni? I wena mnie opuści? Wyrwę sobie z ogona następne pióro, które będzie pisać dalej. To, już jest zdaje się, trzecie? Chyba nie grozi mi na starość goły ogon? Ale jeśli ona, Jaskółka, mnie opuści, już nic więcej nie napiszę. Muszę zatem dbać o relacje z Jaskółką, bo to ona jest autorką moich sukcesów.

Kiedyś ją zapytałem:

– Co sądzisz o moim pisaniu? Coś ci się podoba? Coś byś skrytykowała?

– No cóż – lekko się uśmiechnęła – ja zawsze bym coś skrytykowała. Ale muszę przyznać, masz duży talent i ciekawe pomysły. Podoba mi się to, że nie piszesz byle jak i o byle czym.

– No, to, jak na ciebie – powoli sączyłem słowa – usłyszeć taką pochwałę… całe dwa długie zdania…

– Tylko ty nie pisz za długich zdań – weszła mi w słowo – tak, jak Immanuel Kant. U niego czasami jedno zdanie jest na pół strony, a nawet na jedną stronę i więcej! – mówiła rozbawiona.

– A tak, to niemiecki styl. W przeciwieństwie do angielskich, amerykańskich.

– Tak, ich zdania z kolei są krótkie, czyli najlepsze są polskie, bo takie „pośrodku” i tego się trzymaj. Zbyt długie zdania, takie „kantowskie” są trudne do zrozumienia, trzeba je czytać z „przestankami”. Ale zastanawiałam się, czy to nie jest wina tłumaczeń?

– Może trochę też – sam się zastanawiałem – ale ich zdania w oryginale są takie długaśne.

– Tak, wiem. A gdyby je tłumacz chciał rozbić na krótsze, to mogłoby zmienić ich sens, bo najpierw tłumacz musiałby znać filozofię, żeby przetłumaczyć wiernie myśl Kanta, na przykład.

– Najczęściej, o ile mi wiadomo, ci tłumacze są z danej dziedziny.

A wiesz, co napisał jeden tłumacz, w przedmowie lub w zakończeniu, chcąc usprawiedliwić swoje toporne zdania? Że przekład jest jak kobieta: może być albo piękny, albo wierny. Co o tym sądzisz?

Śmiałem się:

– Zgrabnie powiedziane!

– Tak? – zareagowała szybko. – Może rzeczywiście zgrabnie powiedziane, jak to ująłeś, ale jak szowinistyczne!

– Nieee… Dlaczego? Po prostu dowcipnie – tłumaczyłem, chociaż czułem nadciągającą małą burzę.

– Czy to znaczy, że uważasz, iż piękna kobieta nie może być wierna? A brzydka zawsze musi być wierna? I zawsze jest?

– Nie, skądże, to są uproszczenia… Ale może coś w tym jest, nie wiem… – trochę się plątałem.

– To rzeczywiście jest tylko, powiedzmy, dowcip, ale podszyty jest zbyt tradycyjnym, tu akurat w sensie negatywnym, postrzeganiem kobiet przez mężczyzn. No i całkowicie nietrafny. Nie jest oparty na psychologii, na znajomości natury ludzkiej, w tym wypadku, kobiecej natury – mówiła szybko i z przekonaniem, a ja bałem się jej przerywać.

– Ale wiesz, może troszkę przesadzasz. Wydaje mi się, że statystyki by to potwierdziły. Widzisz – musiałem coś dodać od siebie, żeby nie zapędziła się za daleko – piękna kobieta ma mnóstwo propozycji i trudniej jest jej się oprzeć.

– To ciekawe, co mówisz – rzuciła z przekąsem, więc spodziewałem się jakiejś kąśliwej uwagi – bo to by znaczyło, że jedna i druga czeka tylko na propozycje: jeśli ją dostanie, to zdradza, a jeśli nie, to z konieczności jest wierna. A przecież tu grają rozmaite uczucia i usposobienie, także uczciwość i ogólnie cała konstrukcja psychiczna kobiety! – wyrzuciła z dużą dawką energii.

– Tak, oczywiście, masz rację, ale… – nawet nie dała mi dokończyć.

– Czyli mam rację, ale – zaakcentowała to ostatnie słowo. – Wydaje mi się, że wcale nie zgadzasz się ze mną i myślisz tak, jak treść po słowie „ale”, którą mam nadzieję wypowiesz, proszę – chyba mnie podpuszczała, bo chciała mnie „dobić”, gdybym dalej brnął w obronę tej maksymy. Zatem oznajmiłem:

– Przyznam, że nie wiem, jak to jest. I może rzeczywiście myślę trochę tak, jak mężczyzna. Niestety, ten świat, i jego organizację wymyślili i realizowali głównie mężczyźni, więc może wkradło się nieco bałaganu, dającego przewagę mężczyznom, ale i kobiety potrafią wymyślać niestworzone rzeczy o mężczyznach i to całkiem nieprawdziwe.

– Aha. Próbujemy rozciągnąć zagadnienie na szerszy obszar, żeby po obydwu stronach było tak samo. A jak ci się podoba taka myśl: kobieta zawsze ma dylemat albo wierny fajtłapa, albo atrakcyjny lowelas – uniosła brwi pytająco. Zmarszczyłem się…

– No widzisz? – mówiła zadowolona – nie spodobało ci się to. Bo z tego wynika, że wierny może być tylko fajtłapa, a każdy przystojny mężczyzna musi być kobieciarzem. Mało tego! I może każdy kobieciarz jest interesujący? A ten, kto jest wierny i uczciwy, jest safandułą i gamoniem – gdy skończyła zaczęła śmiać się radośnie. A mnie jakoś do śmiechu nie było. Bąknąłem tylko:

– Karkołomne te twoje zestawienia.

– To co panie przystojny? Co robimy z dalszą częścią spotkania, tak miło rozpoczętego? – zmieniła się w lekko figlarną kotkę. Chyba była zadowolona z mojego zakłopotania. Zaproponowałem więc:

– Może pójdziemy coś zjeść? – nic innego nie przyszło mi do głowy.

CK

 

Nasz dom

Wyrósł z drzew i kamieni,
nie jest duży, nie mały,
łąka się wokół zieleni,
dom w powojach jest cały.
Pokryłem go stromym dachem
i wiesz, ma dwa balkony,
jeden dla mnie, drugi dla ciebie, żony,
gdy się na mnie pogniewasz,
kiedy mi nie zaśpiewasz,
lub kiedy w złym humorze
– nie za często, mój Boże! –
szalik na drutach robisz
trzy metry długi, w zielonym kolorze.
Nasz pies jest biały i stary,
stareńki jak nasze zegary,
jak obrazy na ścianach
o oknach w białych firanach.
Schody w nim skrzypią, a nocą
twe oczy znowu migocą,
gdy otuleni gwiazdami
sen miły śnimy, sami.
Dokładam drew do kominka,
by przy nim mała dziewczynka
nie zmarzła czasem zimą,
gdy śniegi świat owiną
grubą białą pierzyną.
– Chcesz, Świetlista, szampana?
– Lubię go, nawet od rana.
Nową książkę znów piszę
twój oddech tak blisko słyszę,
********
Posłuchaj tego, miła,
coś mi się wiosną zgubiła…
CK

Za mało

Wysoko latały ptaki,
czerwienią rozkwitły maki,

Porosłem trawą i mchami
zmęczony życia grami,

Czasami wstaję, odrodzony.
Człowiek
do żywota stworzony,

Wciągam w płuca powietrze,
wciąż za mało mi jeszcze
życia!

Pozdrowienia dla Jaskółki, oby latała najwyżej.
Załączam bukiet kwiatów.
CK

Piszę słowa, cóż warte?

Małe zaklęcie

Wietrze, wietrze, wiej cicho,
niech zniknie wszystkie licho,
drzewa, drzewa, poszumcie
i sny ludzkie zrozumcie,
ogniu, ogniu w kominie
grzej, nim północ przeminie,
mrozie, na oknach, w kwiaty
wymaluj obraz bogaty,
a gwiazdy, świećcie do woli
na noworocznej busoli!
CK

Zob. wcześniejsze wpisy w tej Kategorii (1–19)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *